Przejdź do głównej zawartości

Joanna Łańcucka „Stara Słaboniowa i Spiekładuchy”.

Witajcie. :)
Przybywam dziś do Was w klimatach ludowych, folklorystycznych, słowiańskich. Zapraszam do małej wioski na wschodzie Polski, gdzie działa Zły, ale ma godnego przeciwnika. ;)


Źródło: oficynka.pl
Tytuł: Stara Słaboniowa i Spiekładuchy.
Autor: Joanna Łańcucka.
Seria/cykl: Ja Gorę.
Data wydania: 21 czerwca 2013.
Wydawnictwo: Oficynka.
Liczba stron: 448.


 Joanna Łańcucka to polska pisarka urodzona w Skierniewicach, wychowana w małej wsi na wschodzie Polski. Z zawodu plastyczka realizująca się głównie w malarstwie olejnym. Z lubością zajmuje się czytaniem, pisaniem oraz haftem artystycznym.

„Stara Słaboniowa i Spiekładuchy” to debiut literacki Łańcuckiej. Jest to zbiór ściśle powiązanych ze sobą opowiadań, które w zasadzie niemalże tworzą powieść. Akcja umiejscowiona jest w małej wsi o urokliwej nazwie Capówka. Capówka sprawia wrażenie wsi idyllicznej niemalże, ale to tylko wrażenie, proszę nie dać się zwieść. Pod przykrywką idealnego, wiejskiego życia kotłują się mroczne żądze, ludzka podłość, nienawiść, zdrada i... wszelakiej maści upiory. Na straży mieszkańców stoi tytułowa stara Słaboniowa, kobieta wiekowa, zielarka, może nawet czarownica. Gdy w Capówce zaczyna się źle dziać, pojawia się strzygoń, zmora, Kauk, południca, kikimora, czy nawet diabeł, to mimo że na co dzień mieszkańcy wioski niby w zabobony nie wierzą, to zaraz w te pędy lecą do Słaboniowej, żeby poradziła, co zrobić. I Słaboniowa, wiekowa kobieta, działa – szybko, konkretnie i przede wszystkim skutecznie. Nie jest jakimś tam superbohaterem z pelerynką, to stara kobieta w chuście na głowie, z leszczynową laską w dłoni i olbrzymim doświadczeniem życiowym, dzięki któremu jest równocześnie twarda i współczująca, niewykształcona a mądra.

Przede wszystkim olbrzymim atutem jest język jakim posługuje się autorka. W dialogach postaci mówią gwarą wschodnią, tak dobrze rozpisaną, że miałam wrażenie, że słyszę moją prababcię jak do mnie mówi. Ten język we wspaniały sposób wprowadza w nastrój i klimat polskiej zapadłej wsi na wschodzie kraju. W opisach jest bardzo plastycznie i to z kolei tworzy atmosferę niesamowitości i miejscami nawet grozy. Całości nastroju dopełniają wspaniałe ilustracje autorstwa samej Joanny Łańcuckiej – czarno-białe, niepokojące, klimatyczne.

„Starą Słaboniową i Spiekładuchy” można określić jako etno-fantastykę, chociaż moim zdaniem została skonstruowana tak, jak klasyczne baśnie i taki ma też klimat – mrocznej baśni. Wspaniale by się ją czytało komuś na głos zimowym wieczorem. Ma też oczywiście morał. Generalnie jest to rzecz o tym, czym jest dobro, a czym zło, bo niejednokrotnie gorsi od potworów są sami ludzie. Mówi też o tym, że na świecie nie ma idealnej sprawiedliwości, choć czasem się zdarza. Przekazuje też jedną smutną prawdę o nas – o tym jak bardzo przestaliśmy zauważać i szanować starych ludzi, którzy mimo że niewykształceni, to swoje w głowie mają i swoje wiedzą. Opowiada w poruszający sposób o samotności starszych osób, które zostają same na świecie, bo ich dzieci uciekły ze wsi do miasta i nawet na Boże Narodzenie nie pamiętają o swoich starych, schorowanych rodzicach, dziadkach, pradziadkach. Przedstawia też, że gdzieś w międzyczasie wszyscy mieszkańcy wsi zaczęli chcieć uciec z niej do miasta i prowadzić takie życie jak mieszkańcy wielkich metropolii. Szkoda tylko, że autorka nie pokazała też, że równie wielu mieszkańców dużych miast marzy o ucieczce na wieś – w naturę i małą społeczność, ale z silnymi więzami między jej członkami. To na szczęście detal, którego w trakcie lektury się nie odczuwa.

Reasumując: „Stara Słaboniowa i Spiekładuchy” to wspaniała, niesamowicie wciągająca, mroczna baśń o naturze ludzkiej i wartościach jakie cenimy doskonale osadzona w folklorze i demonologii słowiańskiej. Polecam, bo naprawdę warto.

Moja ocena: 9/10.

Komentarze

  1. Kiedyś widziałam recenzję tej książki na jakimś blogu i od tamtej pory chcę przeczytać. Przypomniałaś mi o niej :) Smutne to, co zostało przedstawione w książce, i dzieje się nie tylko na wsi, ale też w miastach... i chodzi mi tutaj o zapominanie o starszych ludziach.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, w kwestii starszych osób i zostawianie ich na pastwę losu jest niestety powszechne.

      Cieszę się, że Ci przypomniałam o niej, naprawdę warto ją przeczytać. :)

      Usuń
  2. Brzmi intrygująco :) Ja właśnie skończyłam "Szeptuchę", więc podobne klimaty słowiańskie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu nie masz jako takich bóstw słowiańskich, za to raczej demony, no i jest poważniej. Ale to wciąż nasz folklor. :) Polecasz "Szeptuchę"? Stoi na mojej półce, a ja się do niej czaję jak pies do jeża. ;)

      Usuń
    2. Z Szeptuchą jest taki problem, że to wspaniały pomysł, fajnie opisane wątki słowiańskie, ale sama opowieść, styl pisania i główna bohaterka są na poziomie Zmierzchu dla nastolatek :). A im dalej w las, tym gorzej. Ja swoją przygodę już kończę na trzeciej części i nie zamierzam się dalej denerwować.

      Na "Starą" przez recenzję teraz będę polować na 100% , pozdrawiam :).

      Usuń
    3. Dzięki Madziu za opinię, pewnie się z przynajmniej pierwszym tomem zapoznam (skoro już go mam) i zobaczymy co z tego dalej wyniknie. ;) Cieszę się, że moja recenzja skusiła Cię do zapoznania się ze starą Słaboniową. :)

      Pozdrawiam również. :)

      Usuń
  3. Cieszę się bardzo, że w tej powieści język stoi na aż tak wysokim poziomie, ponieważ - jak już pewnie zauważyłaś - ja uwielbiam takie rzecz. Ponadto pociąga mnie ten motyw starości - to jednak temat rzadko eksploatowany w literaturze, a w życiu praktycznie w ogóle nie poruszany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rewelacyjny język, plastyczne opisy, świetny klimat - czego chcieć więcej? :)

      Usuń
  4. Druga recenzja tej książki, jaką dziś czytam :D Pierwsza mnie zaintrygowała, ale po Twojej już wiem, że muszę po nią sięgnąć - zwłaszcza ze względu na atmosferę i język, które, mam nadzieję, przypadną mi do gustu równie mocno :) Pozdrawiam,
    Ewelina z Gry w Bibliotece

    OdpowiedzUsuń
  5. Wpisuję na listę książek do kupienia i przeczytania, bo po pierwsze polskie klimaty, nigdy ich za wiele, a po drugie główna bohaterka - babcia? Tego jeszcze w książkach fantastycznych nie było! A szkoda, bo starsi ludzie to nie tylko żywa historia, ale i ciekawe dusze, których głosu warto niekiedy słuchać:)

    Pozdrawiam,
    Ania z https://ksiazkowe-podroze-w-chmurach.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat ta babcia na dodatek nie daje sobie w kaszę pluć. ;) Polecam i pozdrawiam. :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Marina Abramović „Pokonać mur. Wspomnienia”.

Witajcie. 🙂 Dziś przychodzę do Was z recenzją autobiografii bardzo fascynującej osobowości. Kobiety, która z samego procesu powstawania sztuki stworzyła sztukę. Przy okazji bardzo inspirującej osoby. Ale nie przedłużajmy! Zapraszam do lektury. Tytuł: Pokonać mur. Wspomnienia. Tytuł oryginału: Walk Through Walls: A Memoir. Autor: Marina Abramović. Tłumaczenie: Magdalena Hermanowska, Anna Bernaczyk. Seria/cykl: Biografie i powieści biograficzne. Data wydania: 24 kwietnia 2018. Wydawnictwo: Rebis. Liczba stron: 432. Marina Abramović to serbska artystka performance, pisarka oraz reżyserka i producentka filmowa. Jej prace eksplorują body art, sztukę wytrzymałości i sztukę feministyczną, relacje pomiędzy performerem a publicznością, granice wytrzymałości ciała oraz możliwości umysłu ludzkiego. Jest aktywna artystycznie od ponad 40 lat i sama określa się mianem „babci performance'u”. Jest pionierką nowego pojęcia tożsamości poprzez angażowanie obserwatorów jej perfomance

Haruki Murakami „Norwegian Wood”.

Witajcie po (znowu dość długiej) przerwie. Wczesna wiosna to dla mnie zawsze idealna pora na czytanie prozy Murakamiego. Jest to ten moment w roku, kiedy najbardziej do mnie przemawia jego styl. Kojarzy mi się zawsze ze słonecznym albo szarawym wczesnowiosennym dniem, ale z takim jeszcze mroźnym powiewem wiatru. A także z krystalicznie czystym dźwiękiem fortepianu. Może to wynikać z okoliczności, w jakich po raz pierwszy zapoznawałam się z twórczością tego pisarza. Czy Wy też macie jakieś konkretne okoliczności okołopogodowe i okołopororoczne podczas których najbardziej Wam pasują powroty do dzieł Waszych ulubionych autorów? Dajcie znać w komentarzach w razie czego. 🙂 A ja zapraszam do recenzji i równocześnie przepraszam za pewną chaotyczność - jest to spowodowane tym, że o prozie Murakamiego bardzo trudno mi się pisze, bo bardzo mocno ją odczuwam. Tytuł: Norwegian Wood. Tytuł oryginału:  ノルウェーの森 (Noruwei-no mori). Autor: Haruki Murakami. Tłumaczenie: Anna Zielińska-Elliott,