Przejdź do głównej zawartości

Yōko Ogawa „Muzeum ciszy”.

Witam w nowym roku. :)
Wracam do Was dzisiaj z recenzją książki przedziwnej. Generalnie w naszym kraju kiedy powie się „literatura japońska” to pierwszym i najczęściej ostatnim skojarzeniem jest Haruki Murakami. Oczywiście uwielbiam twórczość Murakamiego, ale wiem też, że to naprawdę nie jest jedyny wartościowy pisarz z Kraju Kwitnącej Wiśni i chyba wydawcy też w końcu zauważają tę lukę. W każdym razie dzisiaj zapraszam na recenzję książki na wskroś japońskiej, jeśli chodzi o styl oraz nietypowej. Miałam z nią spory problem, aby ją zrecenzować.


Tytuł: Muzeum ciszy.
Tytuł oryginału: Chinmoku Hakubutsukan.
Autor: Yōko Ogawa.
Tłumaczenie: Anna Horikoshi.
Seria/cykl: Seria z miotłą.
Data wydania: 18 stycznia 2012.
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 296.


 Yōko Ogawa to japońska pisarka, autorka przeszło dwudziestu książek. Jest również laureatką wielu japońskich nagród literackich, m.in. nagrody im. Akutagawy, której teraz jest jurorką, nagrody Yomiuri i nagrody im. Tanizakiego. Książki Ogawy przetłumaczono na wiele języków, m.in. angielski, francuski, niemiecki i włoski. W Polsce wydawnictwo W.A.B. wydało jak dotąd tylko dwie z jej powieści.

Główny bohater, muzealnik z zawodu, przyjeżdża do sennego miasteczka położonego w kotlinie górskiej. Cały jego bagaż stanowi niewielka walizka, w której poza kilkoma osobistymi drobiazgami, znajdują się mikroskop i „Dziennik Anne Frank” - jak się później okazuje przedmioty te odgrywają w jego życiu niebagatelną rolę. Na stację kolejową wychodzi po niego dziewczyna, w zasadzie jeszcze dziecko, która jest córką jego przyszłej pracodawczyni – bardzo wiekowej, niezwykle tajemniczej i nie budzącej sympatii kobiety. Muzealnik, którego praca polega na tym „aby jak najwięcej przedmiotów, które ześlizgnęły się ze stołu świata, pochwycić w locie i ocalić przed rozbiciem, przywracając im ich najgłębszą wartość”, zostanie przez ową kobietę poproszony o stworzenie w jej posiadłości muzeum, uporządkowanie tego, co już posiada, a także zdobycie nowych eksponatów. Muzeum, którego założenia są osobliwe, niezwykłe i od pierwszego momentu budzące lęk oraz niesmak. Muzeum, które w pewien sposób jest metafizyczne. Podobnie jak kobieta, nazywana staruchą – ona również budzi odrazę, a jednocześnie swoją tajemniczością wzbudza pewną fascynację, przy czym zbierane przez nią pamiątki, z którymi potrafi nawiązać kontakt wręcz fizyczny, są dla niej jedynym łącznikiem z przeszłością. Celem tej staruchy jest stworzenie muzeum „które przekracza granice ludzkiego istnienia”, które również „będzie miejscem wytchnienia dla starzejącego się świata”.

Muzealnik w ten sposób wkracza do świata pełnego chaosu, w którym cenne przedmioty są przemieszane z rupieciami, panuje nieporządek, nieład, niespójność. Do rzeczywistości, która nie układa się w żadną całość, a rzeczy (pozornie) do siebie nie pasują. Gdzie eksponaty generują tak silną i indywidualną aurę, że „umieszczone razem, kłócą się ze sobą”. Nawet postać dziewczynki, czyli przybranej córki staruchy, kryje w sobie dwoistość - „mówiła jak osoba dorosła, ale różne drobne gesty zdradzały jej dziecinność”.

Autorka w swojej historii, podobnie jak muzealnik, gromadzi i opisuje przedmioty. Po to, aby potwierdzić ich istnienie, dodać im znaczenia, usankcjonować byt. Zachować. Bo to jest historia o przedmiotach, które służą do podróży w czasie, do zachowywania wspomnień ulotnych chwil, a które równocześnie są lustrami, w których odbija się przyszłość. Są wycinkiem świata w miniaturze, mikrokosmosem. A symbioza pomiędzy staruchą a eksponatami to koegzystencja pomiędzy światem dotykalnym światem ulotnym, niewidzialnym, metafizycznym.

W „Muzeum ciszy” Ogawa bardzo obrazowo wykorzystała motyw ciszy. Postać nauczyciela ciszy i mnichów z jego klasztoru, wokół których nawet „powietrze zachowuje milczenie”, a „cisza snuje się między kolumnami, nasączony jest nią każdy kamień” wprowadza do niepokojącego, dosyć mrocznego świata pewien spokój, subtelność i czystość. Cisza, tak trudna przecież do zdefiniowania, u Ogawy jest wręcz namacalna.

Charakterystyczny jest również brak imion bohaterów czy chociażby nazwy wioski, w której dzieje się akcja i podobnież jest to typowe dla twórczości Ogawy. O głównym bohaterze wiemy niewiele, jeśli patrzeć z punktu widzenia zewnętrzności, mamy natomiast doskonały wgląd w jego psychikę i przeżycia wewnętrzne.

Prosta, sugestywna narracja, a równocześnie dar przekazywania, niejako pomiędzy wierszami, wielu odcieni i niuansów oraz subtelne i wnikliwe obserwacje psychiki, a także umiejętność kreowania świata, który wymyka się oklepanym definicjom – tak w skrócie opisałabym styl Yōko Ogawy.

Ta powieść jest przedziwna, niełatwa, trzymająca w napięciu, wywołująca pytania u czytelnika, ale niedająca na nie odpowiedzi. Odbiorca wpada tu w rozlewisko czasu, swobodnie przekraczając granice pomiędzy tym, co realne a tym, co wyobrażone. Wspólnie z autorką wkracza do świata Muzeum Ciszy i przestrzeni wypełnionej przez Rzeczy.

Moja ocena: 7/10.

Komentarze

  1. Gdy nie jestem pewna, czy książka przypadłaby mi do gustu piszę "być może...". I tak właśnie jest z muzeum ciszy.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię się, najlepsze określenie na tę książkę, to właśnie "przedziwna". Wcale nie jestem pewna, że mi się podobała, chociaż wciągnęła i zbudowała napięcie. ;)

      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Coś czuję, że w przyszłości sięgnę po tę książkę! Czas wreszcie wziąć się za japońską literaturę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Japońska literatura jest dość specyficzna, ale kryje w sobie wiele perełek. :)

      Usuń
  3. Ojej, mega mnie zaintrygowałaś! Lubię sięgać po takie mniej oczywiste, mniej rozpoularyzowane książki, o których niewiele osób wie. "Muzeum ciszy" wydaje mi się być ksiażka, która zadowoli mnie intelektualnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię sięgać po mało znane książki - a po te najgłośniej promowane, jeśli w ogóle, to sięgam z dużym opóźnieniem, kiedy rejwach już przycichnie. ;)
      "Muzeum ciszy", tak jak ogólnie literatura japońska, jest specyficzne, ale charakteryzuje się przepięknym językiem - bardzo poetyckim. :)

      Usuń
  4. Ciekawe, jak dotąd czytałem jedną książkę tej autorki. Była to "Miłość na marginesie" i tam również niepoślednią rolę odgrywa cisza. Po "Muzeum ciszy" sięgnę z pewnością. Szkoda tylko, że jak na razie na j. polski przełożono jedynie 2 tytuły.

    A co do stylu, jakim posługuje się Yōko Ogawa to kojarzy mi się on z prozą Yasunariego Kawabaty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To była moja pierwsza styczność z prozą Ogawy, ale chętnie sięgnęłabym po coś jeszcze jej autorstwa. Faktycznie szkoda, że po polsku mamy tylko te 2 pozycje dostępne, zwłaszcza że wydaje się płodną pisarką, a jej styl jest ciekawy.

      Dzięki za przypomnienie o Yasunarim Kawabacie - już jakiś czas temu miałam sobie odświeżyć "Tysiąc żurawi. Śpiące piękności", które czytałam lata temu, ale gdzieś tam we mnie utkwiły. :)

      Usuń
  5. Bardzo tajemnicze, a przez to także fascynujące, wydaje się to muzeum; ciekaw jestem, jak to wszystko wygląda tam w powieści ;). Ogromnie podoba mi się również motyw ukazywania przeszłości przez kontakt z przedmiotami. Pięknie napisałaś o tej książce, i choć na razie nie mam odpowiedniego nastroju na takie klimaty, to kiedyś sięgnę z wielką przyjemnością :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W powieści muzeum wzbudza pewną fascynację, jest też trochę tajemnicze. U mnie w recenzji jest bardziej tajemnicze, bo chyba jako jedyna wśród recenzentów nie zdradziłam jakie eksponaty tam były zdobywane i wystawiane. ;) Generalnie mamy tu piękny, poetycki styl, napięcie, obsesję i tajemnicę - polecam. :)

      Usuń
  6. Ostatnio próbuję się przeprosić z autorami japońskimi, których za czasów studiów (przewrotnie japonistycznych) nie znosiłam właśnie za ich dziwność. Czuję że Ogawa znajdzie się na liście do przeczytania chociażby ze względu na to, że z pisarkami Japonkami miałam niewiele do czynienia i intryguje mnie, na ile ich "dziwność" będzie inna od "dziwności" pisarzy mężczyzn.

    Pozdrawiam i życzę zaczytanego nowego roku!
    Ania z https://ksiazkowe-podroze-w-chmurach.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie znam tej książki - ba, ja nawet o Murakamim wiem tylko tyle, że istnieje (i że mam dwie jego książki "na własność" do przeczytania... nieruszone) - ale jakoś tak o niej napisałaś, że mam ochotę dać się pochłonąć temu klimatowi :) Może będzie to mój pierwszy kontakt z japońską prozą, jeśli uda mi się gdzieś dorwać ten tytuł. Japonia to zdecydowanie nie moje klimaty i troszkę się stresuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Niesamowita! Ale seria z miotłą słynie z niezwykłych pozycji... Nie powiem, że jestem wielką fanką literatury japońskiej, ale Twoja recenzja bardzo mnie zaciekawiła i z prawdziwą przyjemnością dowiedziałam się o "Muzeum ciszy" czegoś więcej. ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Marina Abramović „Pokonać mur. Wspomnienia”.

Witajcie. 🙂 Dziś przychodzę do Was z recenzją autobiografii bardzo fascynującej osobowości. Kobiety, która z samego procesu powstawania sztuki stworzyła sztukę. Przy okazji bardzo inspirującej osoby. Ale nie przedłużajmy! Zapraszam do lektury. Tytuł: Pokonać mur. Wspomnienia. Tytuł oryginału: Walk Through Walls: A Memoir. Autor: Marina Abramović. Tłumaczenie: Magdalena Hermanowska, Anna Bernaczyk. Seria/cykl: Biografie i powieści biograficzne. Data wydania: 24 kwietnia 2018. Wydawnictwo: Rebis. Liczba stron: 432. Marina Abramović to serbska artystka performance, pisarka oraz reżyserka i producentka filmowa. Jej prace eksplorują body art, sztukę wytrzymałości i sztukę feministyczną, relacje pomiędzy performerem a publicznością, granice wytrzymałości ciała oraz możliwości umysłu ludzkiego. Jest aktywna artystycznie od ponad 40 lat i sama określa się mianem „babci performance'u”. Jest pionierką nowego pojęcia tożsamości poprzez angażowanie obserwatorów jej perfomance

Haruki Murakami „Norwegian Wood”.

Witajcie po (znowu dość długiej) przerwie. Wczesna wiosna to dla mnie zawsze idealna pora na czytanie prozy Murakamiego. Jest to ten moment w roku, kiedy najbardziej do mnie przemawia jego styl. Kojarzy mi się zawsze ze słonecznym albo szarawym wczesnowiosennym dniem, ale z takim jeszcze mroźnym powiewem wiatru. A także z krystalicznie czystym dźwiękiem fortepianu. Może to wynikać z okoliczności, w jakich po raz pierwszy zapoznawałam się z twórczością tego pisarza. Czy Wy też macie jakieś konkretne okoliczności okołopogodowe i okołopororoczne podczas których najbardziej Wam pasują powroty do dzieł Waszych ulubionych autorów? Dajcie znać w komentarzach w razie czego. 🙂 A ja zapraszam do recenzji i równocześnie przepraszam za pewną chaotyczność - jest to spowodowane tym, że o prozie Murakamiego bardzo trudno mi się pisze, bo bardzo mocno ją odczuwam. Tytuł: Norwegian Wood. Tytuł oryginału:  ノルウェーの森 (Noruwei-no mori). Autor: Haruki Murakami. Tłumaczenie: Anna Zielińska-Elliott,