Przejdź do głównej zawartości

Johanna Sinisalo „Krew aniołów”.

Witajcie po przerwie.
Miałam ostatnio intensywny okres w życiu i niekoniecznie miałam czas na czytanie. Ale dzisiaj wracam do Was  recenzją książki gorzkiej, ale równocześnie edukującej. Realistycznej w pewien sposób, ale równocześnie trochę fantastycznej. Jeśli jesteście ciekawi skąd wzięła się moja totalna fascynacja pszczołami, to w tej powieści znajdziecie na to odpowiedź. ;) Zapraszam zatem do lektury. :)




Tytuł: Krew aniołów.
Tytuł oryginalny: Enkelten verta.
Autor: Johanna Sinisalo.
Tłumaczenie: Sebastian Musielak.
Seria/cykl: -.
Data wydania: 27 lutego 2015 (pierwotnie w 2011).
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 352.

Johanna Sinisalo to fińska pisarka, krytyk, redaktor antologii oraz scenarzystka programów i seriali telewizyjnych, kreskówek i filmów a także słuchowisk, autorka powieści science fiction i fantasy. Napisała ponad 40 opowiadań i jak dotąd 7 powieści. Ich gatunek sama pisarka określa mianem „Finnish weird”. W Polsce na tę chwilę wydano jej dwie powieści – debiutancką „Nie przed zachodem słońca” i przedostatnią, czyli „Krew aniołów”.

Pszczoła miodna, o czym nie każdy wie, hodowana jest najczęściej nie ze względu na owoc swej pracy (czyli miód, wosk, propolis, mleczko), ale jako owad zapylający. Dzięki „współpracy” z roślinami kwiatowymi, nastąpiła wyraźna symbioza: pszczoły mogą korzystać z nektaru i pyłku konkretnych roślin, a te z kolei są zapylane niemal wyłącznie przez pszczoły i ich bliskich kuzynów. Dzięki pszczołom zapyleniu ulegają drzewa owocowe (od poczciwych jabłoni po egzotyczne migdałowce i bananowce), rzepak (najpopularniejsze źródło oleju spożywczego), rośliny pastewne (m.in. koniczyna, lucerna). Poza tym pyłek przenoszony jest na maliny, gorczycę czy leszczynę i wiele innych. Niemal 80% roślin jest owadopylna. Szacuje się, że w samych Stanach Zjednoczonych wartość pracy pszczół-zapylaczy to około 9 miliardów dolarów rocznie uzyskanych w płodach rolnych. W skrócie – jeśli znikną pszczoły, będziemy biedni i będziemy głodować.

Polskie media poinformowały nas o tym zjawisku trzy lata temu, jednak informacje o Colony Collapse Disorder – czyli tzw. zespole masowego ginięcia pszczoły miodnej – znane są od lat 90. XX wieku. Pszczoły znikały bez śladu. Większość zapewne ginęła podczas zbierania pożywienia poza ulem. Straty w rodzinach pszczelich wynoszą 17-20% rocznie. Przyczyn jest zapewne wiele: od używania coraz doskonalszych (sic!) pestycydów i insektycydów, poprzez jednorodne uprawy, nadmierne wykorzystywanie pszczół, ich naturalną niewielką odporność na choroby...

Temat jest fascynujący i przerażający jednocześnie. „Krew aniołów” to chyba pierwsza książka, która poruszyła go w skierowany do zwykłego czytelnika sposób. To powieść, w której realizm magiczny miesza się z ponurą rzeczywistością.

Orvo to spokojny Fin. Mieszka na swojej części farmy odziedziczonej po dziadku i posiada dziesięć uli. Jest pszczelarzem z zamiłowania – kocha pszczoły. Pewnego dnia zauważa, że jeden z uli opustoszał, a po rodzinie pozostała jedynie martwa królowa…

W miarę śledzenia przemyśleń Orva dowiadujemy się, że czas w powieści wybiega – kilkanaście bądź kilkadziesiąt lat naprzód w stosunku do naszej rzeczywistości. Tyle wystarczyło, żeby Stany Zjednoczone stały się bankrutem. Gdy kilka lat przed wydarzeniami w książce zniknęła większość pszczół, ucierpiała cała gospodarka, zapanował głód, ceny żywności skoczyły o setki procent, a eksport przestał istnieć. A pszczoły nadal znikają.

„Krew aniołów” nie jest jednak tylko powieścią o pszczołach. Syn Orva, Eero, jest działaczem organizacji na rzecz praw zwierząt. Fragmenty prowadzonego przez niego bloga czytamy na przemian z opowieścią głównego bohatera. Ta przeplatanka prowadzi nas przez dwa tygodnie życia starszego mężczyzny – życia, które w jednej chwili straciło sens, by potem uchylić przed nim rąbka mistycznej tajemnicy związanej z pszczołami.

Trudno opisać tę powieść tak, by przyszłemu czytelnikowi nie zdradzić najważniejszych wydarzeń. Odkrywanie kolejnych elementów układanki to największa przyjemność tej lektury. Sinisalo skonstruowała całość naprawdę przemyślnie. Czytelnik stopniowo dochodzi do tych szczegółów życia Orva, które tworzą cudowną, ale też przeraźliwie smutną mozaikę. Jednocześnie w dziwnym kontraście do pierwszoosobowej, delikatnej i ciepłej narracji bohatera pozostają wpisy z bloga Eera wraz z przytoczonymi komentarzami. Dotyczą one praw zwierząt, tego, jak widzą świat nasi „bracia mniejsi”, ale też sposobów produkcji mięsa, hodowli zwierząt użytkowych, upraw jednorodnych, polityki gospodarczej. Te opisy miejscami irytują, wpadają w ton moralizatorskiej pogadanki. Zawarte w nich informacje są za to prawdziwe, przez co powieść sama w sobie staje się naprawdę smutna.

Książka opowiada też o żałobie i dojrzewaniu. Mówiąc szczerze, to jedno z najciekawszych i najbardziej poruszających przedstawień żałoby, jaką można znaleźć w popularnej literaturze. Johanna Sinisalo w swojej narracji nie popada w patos, tanie chwyty o „wyciu z rozpaczy” i podobne ograne sentencje o „skamieniałym sercu”; nie bawi się także w cynizm, którego można by się spodziewać po profesji Orva (będącego pszczelarzem z zamiłowania, a nie z zawodu), a którą poznajemy dość późno. My, czytelnicy, do straty dorastamy razem z bohaterami.

Ta na pozór moralizatorska, a w rzeczywistości prosta i gorzka powieść pozostawia po sobie wrażenie na długo. Sinisalo to doświadczona autorka, która tutaj balansuje na granicy mistycyzmu, realizmu magicznego i literatury faktu. Nieco niewyważone są ekologiczne wykłady Eera, kojarzące się czasami z forami internetowymi wojujących wegan. Na szczęście to wrażenie szybko zostaje zatarte. Jako że niewiele u nas fińskiej literatury, a już zwłaszcza tej naprawdę dobrej, warto sięgnąć po „Krew aniołów”. Ta powieść porusza i jednocześnie edukuje.

Moja ocena: 8/10.

Komentarze

  1. Trochę zbyt podobne do "Filmu o pszczołach" :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O, planuję tę książkę przeczytać, zresztą "Nie przed zachodem słońca" również (czytałaś?). Bardzo ciekawi mnie zarys ekologiczny tej książki i trochę przeraża rzeczywistość w niej opisana, a także to, że pszczoły giną naprawdę, więc nie jest to przyszłość niemożliwa. Czy jest podane jakieś rozwiązanie dotyczące tego, co można z tym zrobić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Nie przed zachodem słońca" moja droga, przeczytałam będąc jeszcze w liceum, zaintrygował mnie w bibliotece powiatowej jej opis i okładka - przepadłam, zakochałam się w tej historii i uwierzyłam w trolle. ;) Rok temu przypomniałam sobie o Sinisalo i udało mi się na allegro upolować "Nie przed zachodem słońca" (obiecuję jakoś w październiku jej recenzję, bo mam wielką ochotę ją sobie odświeżyć), a na wyprzedażach w Kulturomaniaku trafiłam po taniości bardzo "Krew aniołów". :) Jeśli chodzi o "Nie przed zachodem słońca" jeszcze to lektura dla Ciebie - bardzo ciekawie rozpisany motyw homoseksualny. :)

      Co do "Krwi aniołów" to rozwiązań podano kilka, które mogłyby choć trochę pomóc, ale jednego w pełni niwelującego problem wciąż brak - a problem jest realny i naprawdę przerażający.

      Usuń
    2. O, no to super, to czekam na recenzję, nie tylko z powodu wątku homoseksualnego, ale całej historii, w której się zakochałaś, oraz z powodu trolli. ;)

      Dobrze, że rozwiązanie jest, szkoda tylko, że o tym problemie tak niewiele osób wie... Koniecznie muszę tę książkę przeczytać.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Marina Abramović „Pokonać mur. Wspomnienia”.

Witajcie. 🙂 Dziś przychodzę do Was z recenzją autobiografii bardzo fascynującej osobowości. Kobiety, która z samego procesu powstawania sztuki stworzyła sztukę. Przy okazji bardzo inspirującej osoby. Ale nie przedłużajmy! Zapraszam do lektury. Tytuł: Pokonać mur. Wspomnienia. Tytuł oryginału: Walk Through Walls: A Memoir. Autor: Marina Abramović. Tłumaczenie: Magdalena Hermanowska, Anna Bernaczyk. Seria/cykl: Biografie i powieści biograficzne. Data wydania: 24 kwietnia 2018. Wydawnictwo: Rebis. Liczba stron: 432. Marina Abramović to serbska artystka performance, pisarka oraz reżyserka i producentka filmowa. Jej prace eksplorują body art, sztukę wytrzymałości i sztukę feministyczną, relacje pomiędzy performerem a publicznością, granice wytrzymałości ciała oraz możliwości umysłu ludzkiego. Jest aktywna artystycznie od ponad 40 lat i sama określa się mianem „babci performance'u”. Jest pionierką nowego pojęcia tożsamości poprzez angażowanie obserwatorów jej perfomance

Haruki Murakami „Norwegian Wood”.

Witajcie po (znowu dość długiej) przerwie. Wczesna wiosna to dla mnie zawsze idealna pora na czytanie prozy Murakamiego. Jest to ten moment w roku, kiedy najbardziej do mnie przemawia jego styl. Kojarzy mi się zawsze ze słonecznym albo szarawym wczesnowiosennym dniem, ale z takim jeszcze mroźnym powiewem wiatru. A także z krystalicznie czystym dźwiękiem fortepianu. Może to wynikać z okoliczności, w jakich po raz pierwszy zapoznawałam się z twórczością tego pisarza. Czy Wy też macie jakieś konkretne okoliczności okołopogodowe i okołopororoczne podczas których najbardziej Wam pasują powroty do dzieł Waszych ulubionych autorów? Dajcie znać w komentarzach w razie czego. 🙂 A ja zapraszam do recenzji i równocześnie przepraszam za pewną chaotyczność - jest to spowodowane tym, że o prozie Murakamiego bardzo trudno mi się pisze, bo bardzo mocno ją odczuwam. Tytuł: Norwegian Wood. Tytuł oryginału:  ノルウェーの森 (Noruwei-no mori). Autor: Haruki Murakami. Tłumaczenie: Anna Zielińska-Elliott,