Przejdź do głównej zawartości

Krzysztof Jagielski „Węgierska wiosna”.

Dzień dobry. :)
Przybywam do Was w ten deszczowy dzień, już prawie zdrowa i z nową recenzją. Dzisiaj niestety przykład na to, że nawet kiedy autor ma, zdawałoby się, wszystkie niezbędne elementy do tego, żeby napisać dobrą powieść, to jednak nie zawsze mu się to uda. Szkoda, ale bywa również i tak. Zapraszam zatem do recenzji.

Źródło: wfw.com.pl
Tytuł: Węgierska wiosna.
Autor: Krzysztof Jagielski.
Seria/cykl: Saga Siedmiogrodzka (tom II).
Data wydania: 20 stycznia 2017.
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza.
Liczba stron: 268.

 Krzysztof Paweł Michał Jagielski to polski pisarz urodzony w 1936 roku w Poznaniu. Obecnie mieszkający w Bad-Wildungen w Hesji w Niemczech. Członek Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie – Londyn. Od dziecka zafascynowany był Węgrami i ich historią. Napisał dwie powieści dotyczące tej tematyki – „Sagę Siedmiogrodzką” i jej kontynuację „Węgierską wiosnę”. Poza tym autor bajek: „Baśń Siedmiogrodzka”, „Króliczek Wełniany”, „Fantastyczne wakacje”, a także powieści: „Za burtą Legendy” i „Karczma pod Krzywym Ryjem”.

„Węgierska wiosna” to powieść o Węgrzech w Siedmiogrodzie, w latach 1848 – 49. Opowiada dalsze losy rodziny książęcej Strack-Erös z powieści „Saga Siedmiogrodzka”. Pan Jagielski podobno planuje jeszcze dwa następne tomy o wydarzeniach od 1849 do czasów współczesnych.

„O wywodzącego się z Bawarii Sebastiana von Altenmarkt, zwanego później Strack-Erös, zatroszczyli się król Stefan I i królowa Gisela, czyniąc go rycerzem, nadając mu tytuł książęcy i ziemie w Erdelew – Ziemi za Lasami, dzisiejszym Siedmiogrodzie lub bliżej Erdely. Koligacje jego synów i córek z innymi wielkimi rodami (sąsiadami) zamieszkującymi tę ziemię uczyniło z niego najpotężniejszego arystokratę i bogacza na Węgrzech. Można uwierzyć dzisiejszym potomkom, którzy pielęgnują przekaz pokoleniowy, że Sebastian był nieprzeciętnym mocarzem (…). Opowiadają, że Sebastian był, jak na owe czasy, sprawiedliwym, uczulonym na krzywdę ludzką panem i władcą dusz jego ziemię zamieszkujących. Gdy postępowi politycy na Węgrzech na przełomie dziewiętnastego wieku optowali za zniesieniem pańszczyzny, na ziemiach Sebastiana i jego potomków panowała od niepamiętnych czasów gospodarka czynszowa.” (ze wstępu autora)

„Węgierska wiosna” rozpoczyna się w momencie kiedy głową rodu Strack-Erös jest stary książę András, który będąc zaufanym współpracownikiem Lajosa Kossutha (przywódcy rewolucji węgierskiej, przewodniczącego Krajowego Komitetu Obrony Ojczyzny), w sposób głównie finansowy i przy pomocy swoich synów – Mihálya, Alajosa i Pála, wspiera Wiosnę Ludów w Cesarstwie Austro-Węgierskim. Ma również dwie córki – Orsolyę i Saroltę. Generalnie fabuła powieści skupia się na wydarzeniach z lat 1948 – 49: walce Węgrów o niepodległość, ślubach i narodzinach dzieci rodu książęcego, do tego opisuje część działań wojennych wojsk węgierskich pod dowództwem Józefa Bema w Siedmiogrodzie, Banacie, Bukowinie i Wołoszczyźnie.

Jeśli chodzi o język, jakim operuje pan Jagielski, to jest on przyjemny i poprawny, ale stylistycznie nie porywa. Niestety dużym zarzutem pod adresem „Węgierskiej wiosny” jest fakt, że wygląda jak sfabularyzowana odrobinę kronika rodzinna uzupełniona o listy. Poważnym mankamentem są papierowe postaci – brak im rysu psychologicznego. Ród Strack-Erös został w ogóle niesamowicie wyidealizowany – jakby autor dostał zlecenie napisania tej powieści od dzisiaj żyjących potomków tego rodu. Albo bał się im podpaść, po tym jak udostępnili mu rodzinne archiwa (o czym wspomina wielokrotnie w przypisach). W ogóle najbardziej tej opowieści zaszkodził brak wyraźnie zarysowanego głównego bohatera (albo dwóch) – czytając odnosi się wrażenie, że mimo że opisywane są losy sporej grupy ludzi, to jednak żadna z tych postaci nie jest głównym bohaterem, a i samą tę zbiorowość trudno uznać za takowego.

Sama tematyka jest naprawdę ciekawa i można było na kanwie historii rodu Strack-Erös oraz wydarzeń znanych jako Wiosna Ludów, stworzyć porywającą powieść historyczną. Widać, że autor pomysł miał, wiedzę ma olbrzymią na ten temat, ale wykonanie niestety nie dorównało koncepcji. Zaletą jest fakt, że nie ma konieczności znania fabuły pierwszego tomu, ponieważ autor we wstępie ładnie wyjaśnia historię rodu Strack-Erös, a poza tym fabuła „Węgierskiej wiosny” nie łączy się za bardzo z fabułą „Sagi Siedmiogrodzkiej” (pomijając już nawet tę kwestię, że dzieje się jakieś 800 lat później).

Wspomnę jeszcze tylko o autorze i jego forsowaniu na siłę swoich poglądów politycznych. Wielokrotnie w przypisach (a są one często tak skonstruowane i niepotrzebne, że aż irytują) nawiązuje do obecnej polskiej sytuacji politycznej, co nijak się ma do historii, którą opisuje. Poza tym, że przypisy redaguje tak, że czytelnik odbiera jako próbę wywyższania się na nim. Tutaj przykład takowego przypisu (najpierw fragment rozdziału, którego przypis się tyczy):

„Moc trwania – przetrwania – silniejsza jest od wojen planowanych przez rządzących, a i tych, co ich pokornie słuchają*.

*Pozwalam tu sobie na dygresję odnoszącą się i do czasów współczesnych, zależało mi bowiem na podkreśleniu bezmyślności decydentów.”

Serio? Jakby to konkretne zdanie z rozdziału nie mówiło wystarczająco samo za siebie. Czytając co chwilę przypisy w podobnym stylu czułam, że autor ma czytelnika za jakiegoś imbecyla. Zresztą już we wstępie tego nie kryje: „Powiedzmy sobie szczerze: niewielu europejskich śmiertelników wie, cóż się wydarzyło pięćdziesiąt lat temu, ba... młodsze pokolenie zapewne nie sięga dalej pamięcią niż do mijających lat dwudziestu. Tysiące dziennie konsumowanych obrazów, przelatujących przed oczyma jak kule karabinu maszynowego, przekazywanych stale przez stacje telewizyjne, komputery, smartfony, ipody, komórki, facebooki, youtube'y, zapisują się w naszej pamięci szczątkowo i nietrwale. A któżby sięgał po książkę! Nieporęczna, droga, siedlisko kurzu, niemodna, no i rzecz pryncypialna – wymagająca wysiłku myślowego.. Otóż drogi panie Jagielski: primo – zaprezentował Pan typowe zrzędzenie starszego człowieka na to, że czasy się zmieniają i technologia postępuje do przodu, w czym nie ma niczego złego; secundo – uznał Pan, że młodsze pokolenie to banda idiotów, a tak nie jest; tertio – we wstępie takie słowa już nastawiły mnie do Pana twórczości niezbyt przychylnie, ale stwierdziłam, że się wstrzymam z ferowaniem wyroków do momentu kiedy zapoznam się z całą Pańską książką. Jakże Pan więc wypadł? Niestety słabo. Niestety – ponieważ miał Pan wszystkie składniki potrzebne do napisania dobrej powieści historycznej, a wyszła mdła opowiastka o dobrym, mądrym, szlachetnym, wspaniałym et cetera, et cetera rodzie książęcym, gdzie główny prym wiodło życie uczuciowe członków tego rodu, z pominięciem jakiegokolwiek rysu psychologicznego opisywanych postaci, zamiast walki o niepodległość Węgier. Ciężko nie odnieść wrażenia, że potomkowie rodu Strack-Erös zamówili u Pana tę powieść i jeszcze do tego ją ocenzurowali, żeby broń Boże nie napisał Pan czegoś, co uznane by zostało za godzenie w wizerunek rodziny.

Dodatkowym niesmakiem napełniło mnie Pańskie wyznanie swoich poglądów politycznych (a już szczególnie w posłowiu). Dlaczego? Nie dlatego, że nie popieram Pańskich poglądów (wbrew pozorom sporo nas łączy, bo mi też nie po drodze z obecną władzą) – ma Pan zresztą prawo do nich i szanuję to. Uważam jednak za zbędne, kompletnie nic nie wnoszące do tematu i niesmaczne, żeby tak bardzo na siłę je wciskać w powieść, która nie dotyczy w ogóle obecnych czasów i do tego w takiej formie, w jakiej Pan to zrobił.

Reasumując: to mogła być nawet bardzo dobra powieść historyczna, niestety autor postanowił sabotować sam siebie. Rozczarowanie.

Moja ocena: 3/10.

Chciałabym podziękować Stowarzyszeniu Sztukater za udostępnienie mi egzemplarza recenzenckiego.


Komentarze

  1. Oj, na początku mnie zaintrygowałaś, ale chyba jednak książka ze wstawkami, które przytoczyłaś, nie jest dla mnie. Doprowadza mnie do szału takie wywyższanie się nad czytelnika, a poza tym opisywanie wcześniejszych czasów nie musi zawsze zawierać podkreśleń czerwoną kredką że "tak to się ma do teraźniejszości". Dajmy czytelnikowi pomyślec... :) Pozdrawiam,
    Ewelina z Gry-w-bibliotece.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mnóstwo dobrych, bardzo dobrych i świetnych powieści historycznych - ta do nich zdecydowanie nie należy. Szkoda, bo sam temat ciekawy. Ale autor zdecydowanie, jak to się mówi, "wyżej sra niż głowę ma" (pardon my polish). ;)

      Usuń
  2. Rety rety, to dość żenujące. Jak można tak własne poglądy pisać w przypisach? Zresztą te teksty o młodym pokoleniu to też żenada. Krew mnie zalewa, zarówno dlatego, że takie obrażanie ludzi, gdy jest się osobą publiczną, jest w ogóle niedopuszczalne, jak i dlatego, że to bardzo jednostronne. Po pierwsze - młodzi też czytają, a po drugie - osoby, które oglądają filmy, też mogą myśleć i się rozwijać. Wysiłek intelektualny to nie tylko literatura, no kurcze.
    Ech, sfrustrował mnie ten autor w samych cytatach, a co dopiero by było, gdybym to czytała... Współczuję Ci, że przez to brnęłaś, naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie przez te teksty o młodym pokoleniu stwierdziłam, że nie napiszę ugładzonej wersji recenzji - bo nie lubię być obrażana przez autora i traktowana jak debil tylko dlatego, że urodziłam się 53 lata po nim. W każdym razie mordowałam to "dziełko" przez jakieś 2 tygodnie (chociaż ma niecałe 300 stron) i uważam, że należy mi się przynajmniej medal z ziemniaka za moją dzielność. :D

      Usuń
    2. Medal z ziemniaka to ciężka sprawa. Za Pani ogromny trud Komisja ds. Wytrwałości w Czytaniu może zaproponować Pani w najlepszym razie coś takiego:
      https://koduj24.pl/wp-content/uploads/2016/12/ziemniak-1.jpg
      ewentualnie ten jakże uroczy medal z ziemniakiem:
      https://vignette.wikia.nocookie.net/uncharted/images/3/34/Hot_Potato.png/revision/latest?cb=20110926164329
      Jeżeli jednak nadal byłaby Pani niezadowolona z nagród Komisji, to zmuszeni będziemy zaproponować Pani jedynie takie rozwiązanie w postaci jakże nudnego, złotego medalu:
      http://naukawpolsce.pap.pl/Data/Thumbs/_plugins/information/402306/MTAyNHg3Njg,17677605_17677523.jpg
      Mamy nadzieję, że wybierze coś sobie Pani spośród naszych propozycji. Jeżeli jednak nie, to wszelkie zażalenia proszę wysyłać pocztą mailową na adres Komisji.
      Pozdrawiamy,
      Komisja ds. Wytrwałości w Czytaniu,
      Dział Nagród.

      (Dobrze, że nie napisałaś ugładzonej recenzji - należała mu się taka, jaką zrobiłaś :)).

      Usuń
    3. To ja wybieram drugą wersję przedstawioną mi, dziękuję. :D

      Usuń
  3. Nie znoszę, gdy w świecie rzeczywistym rozmawiając z niektórymi osobami na znane mi tematy, osoby te próbują pokazać, jakie to są mądre, a już na pewno mądrzejsze niż ja, i na siłę wciskają mi "niezmiernie ważne i potrzebne" tłumaczenia, jak dobrze umyć zęby i ugotować jajko. Gdy taka sytuacja ma miejsce w książce... nie, stanowczo nie mam ochoty wziąć takiej pozycji do ręki, choćby nie wiem, jak ciekawie opisywane były wydarzenia, czasy czy bohaterowie. Dziękuję więc za ostrzeżenie!

    Pozdrawiam,
    Ania z https://ksiazkowe-podroze-w-chmurach.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie cierpię takich wiecznie najmądrzejszych w każdym temacie osób. A po tę książeczkę naprawdę nie warto sięgać. Warto za to ją wszystkim dookoła odradzać.

      Pozdrawiam również. :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Marina Abramović „Pokonać mur. Wspomnienia”.

Witajcie. 🙂 Dziś przychodzę do Was z recenzją autobiografii bardzo fascynującej osobowości. Kobiety, która z samego procesu powstawania sztuki stworzyła sztukę. Przy okazji bardzo inspirującej osoby. Ale nie przedłużajmy! Zapraszam do lektury. Tytuł: Pokonać mur. Wspomnienia. Tytuł oryginału: Walk Through Walls: A Memoir. Autor: Marina Abramović. Tłumaczenie: Magdalena Hermanowska, Anna Bernaczyk. Seria/cykl: Biografie i powieści biograficzne. Data wydania: 24 kwietnia 2018. Wydawnictwo: Rebis. Liczba stron: 432. Marina Abramović to serbska artystka performance, pisarka oraz reżyserka i producentka filmowa. Jej prace eksplorują body art, sztukę wytrzymałości i sztukę feministyczną, relacje pomiędzy performerem a publicznością, granice wytrzymałości ciała oraz możliwości umysłu ludzkiego. Jest aktywna artystycznie od ponad 40 lat i sama określa się mianem „babci performance'u”. Jest pionierką nowego pojęcia tożsamości poprzez angażowanie obserwatorów jej perfomance

Haruki Murakami „Norwegian Wood”.

Witajcie po (znowu dość długiej) przerwie. Wczesna wiosna to dla mnie zawsze idealna pora na czytanie prozy Murakamiego. Jest to ten moment w roku, kiedy najbardziej do mnie przemawia jego styl. Kojarzy mi się zawsze ze słonecznym albo szarawym wczesnowiosennym dniem, ale z takim jeszcze mroźnym powiewem wiatru. A także z krystalicznie czystym dźwiękiem fortepianu. Może to wynikać z okoliczności, w jakich po raz pierwszy zapoznawałam się z twórczością tego pisarza. Czy Wy też macie jakieś konkretne okoliczności okołopogodowe i okołopororoczne podczas których najbardziej Wam pasują powroty do dzieł Waszych ulubionych autorów? Dajcie znać w komentarzach w razie czego. 🙂 A ja zapraszam do recenzji i równocześnie przepraszam za pewną chaotyczność - jest to spowodowane tym, że o prozie Murakamiego bardzo trudno mi się pisze, bo bardzo mocno ją odczuwam. Tytuł: Norwegian Wood. Tytuł oryginału:  ノルウェーの森 (Noruwei-no mori). Autor: Haruki Murakami. Tłumaczenie: Anna Zielińska-Elliott,