Witajcie w nowym, już 2019 roku.
Bardzo długo mnie tu nie było, wiem. Było to wynikiem poważnych zawirowań życiowych. Muszę przyznać, że rok 2018, był pod wieloma względami naprawdę dla mnie straszny. Jednak pod innymi względami był w porządku. Ponadto, moja wcześniejsza formuła blogowania doprowadziła mnie do wypalenia pisarskiego oraz poważnego kryzysu czytelniczego. Coś, co miało być frajdą stało się obowiązkiem (z terminami, presją, itp.) i to jak się okazuje przykrym. Dlatego zniknęłam. Miało to potrwać krócej, ale jak widać potrzebowałam całego roku, żeby się ogarnąć, odpocząć i zdecydować, że chcę wrócić.
Więc wracam. Ale tym razem dla własnej frajdy z dzielenia się opiniami o książkach, które przeczytałam. Bez sztywnego harmonogramu, kiedy będą pojawiać się kolejne posty. Bez dziwnej współpracy, która wymuszała na mnie czytanie tylko tego, co mi przysłano w bardzo krótkim terminie. W tym roku czytam to, co mnie interesuje i to, co sama wybiorę - bez spiny po prostu (oczywiście, jestem otwarta na propozycje współpracy, ale na własnych warunkach). :)
Nie przedłużając, Panie i Panowie oraz Szanowne Osoby - oto przed Wami pierwsza recenzja po naprawdę długiej przerwie. Recenzja książki sympatycznej. Proszę o wyrozumiałość nad moim warsztatem (rozgrzewam się dopiero) oraz życzę miłej lektury. :)
Tytuł: Dżentelmen w Moskwie.
Tytuł oryginału: A Gentleman in Moscow.
Autor: Amor Towles.
Tłumaczenie: Anna Gralak.
Seria/cykl: -.
Data wydania: 22 września 2017.
Wydawnictwo: Znak Literanova.
Liczba stron: 528.
Bardzo długo mnie tu nie było, wiem. Było to wynikiem poważnych zawirowań życiowych. Muszę przyznać, że rok 2018, był pod wieloma względami naprawdę dla mnie straszny. Jednak pod innymi względami był w porządku. Ponadto, moja wcześniejsza formuła blogowania doprowadziła mnie do wypalenia pisarskiego oraz poważnego kryzysu czytelniczego. Coś, co miało być frajdą stało się obowiązkiem (z terminami, presją, itp.) i to jak się okazuje przykrym. Dlatego zniknęłam. Miało to potrwać krócej, ale jak widać potrzebowałam całego roku, żeby się ogarnąć, odpocząć i zdecydować, że chcę wrócić.
Więc wracam. Ale tym razem dla własnej frajdy z dzielenia się opiniami o książkach, które przeczytałam. Bez sztywnego harmonogramu, kiedy będą pojawiać się kolejne posty. Bez dziwnej współpracy, która wymuszała na mnie czytanie tylko tego, co mi przysłano w bardzo krótkim terminie. W tym roku czytam to, co mnie interesuje i to, co sama wybiorę - bez spiny po prostu (oczywiście, jestem otwarta na propozycje współpracy, ale na własnych warunkach). :)
Nie przedłużając, Panie i Panowie oraz Szanowne Osoby - oto przed Wami pierwsza recenzja po naprawdę długiej przerwie. Recenzja książki sympatycznej. Proszę o wyrozumiałość nad moim warsztatem (rozgrzewam się dopiero) oraz życzę miłej lektury. :)
Tytuł: Dżentelmen w Moskwie.
Tytuł oryginału: A Gentleman in Moscow.
Autor: Amor Towles.
Tłumaczenie: Anna Gralak.
Seria/cykl: -.
Data wydania: 22 września 2017.
Wydawnictwo: Znak Literanova.
Liczba stron: 528.
Amor
Towles to amerykański pisarz, który dla pisarstwa po 21 latach
porzucił karierę doradcy inwestycyjnego. Wydał jak dotąd dwie
powieści „Dobre wychowanie” i „Dżentelmena w Moskwie”. Jest
członkiem rad nadzorczych wydawnictwa Library of America oraz Yale
Art Gallery.
Hrabia
Aleksander Iljicz Rostow, odznaczony Orderem Świętego Andrzeja,
członek Jockey Clubu, mistrz ceremonii łowieckiej, zostaje skazany
na dożywotni areszt w moskiewskim hotelu Metropol za jeden wiersz –
tak po prawdzie to, za to, że nie napisał kolejnych, ale przede
wszystkim chyba jednak dlatego, że jest przedstawicielem
znienawidzonej arystokracji w czasach panującego bolszewizmu.
Oczywiście, jako że jest prawdziwym dżentelmenem przyjmuje swoje
hotelowe zesłanie z godnością i stoickim spokojem, pomimo
pozbawienia wygód oraz dotychczasowych przywilejów. W tej
nietypowej dla siebie sytuacji próbuje nadać swojemu życiu nowy
cel, tak by przetrwać w pełnym przepychu miejscu, które jest de
facto dla niego więzieniem. Pomaga mu w tym pewna dziewczynka
lubująca się w żółtych sukienkach, pozornie arogancka gwiazda
filmowa, pesymistyczno-optymistyczny (w zależności od pory dnia)
szef kuchni oraz szef sali restauracyjnej o dłoniach magika.
Jest to
bardzo ciepła, podnosząca na duchu powieść. Nie da się nie
polubić hrabiego Rostowa z jego wykwintnymi manierami, niezachwianym
systemem wartości i wyrafinowanym poczuciem humoru. Trudno również
nie obdarzyć sympatią jego przyjaciół. Ciekawym zabiegiem jest
fakt, że możemy śledzić rozwój ich relacji na przestrzeni wielu
lat, gdy w tle rozgrywają się najważniejsze wydarzenia XX wieku.
Towles
pisze tu w bardzo kunsztownym stylu, ale nieprzesadzonym, tak że
pomimo upływu dekad w tym samym miejscu jego powieść czyta się z
ciągłym zainteresowaniem, lekkim rozbawieniem i może odrobiną
wzruszenia nawet. Urzeka. Autor aspiruje także, żeby stylistycznie
nawiązać do klasyków rosyjskich, zwłaszcza Tołstoja i do pewnego
momentu idzie mu całkiem dobrze. Niemniej jednak w pewnych momentach
wychodzi z niego jego „amerykańskość”, która trochę zaburza
odbiór tej historii – wszystko jest zbyt idealne i niezbyt realne
przez to.
To nie
jest zła książka, zapewni Wam kilka miłych wieczorów, ale
obawiam się, że nie zostanie na dłużej w Waszych głowach.
Teoretycznie ma skłaniać do refleksji nad siłą ducha i wartością
przyjaźni, nad tym jak zachować godność w obliczu odebrania sobie
wszystkiego. Ale nie oszukujmy się – hotel Metropol jako
więzienie, pozostaje wciąż luksusowym miejscem, gdzie nie grozi
nikomu głód, chłód i choroby, nie ma tam również strażników,
którzy by się znęcali nad więźniem. Do czego dążę? W trakcie
lektury w pewnym momencie człowiek zaczyna sobie myśleć, że za
czasów stalinowskich wcale w takim razie nie było tak źle, skoro
były człowiek cara, przedstawiciel arystokracji, w ramach kary
spędza życie teoretycznie w areszcie, ale po prawdzie to w sumie
wolny, wciąż w luksusie, chociaż już nie w apartamencie. A
przecież czytamy tu o czasach kiedy miliony ludzi ginęło z głodu
na Ukrainie, później podczas II wojny światowej, podczas zsyłek
na Syberię, w łagrach lub podczas próby ucieczki z nich. I to jest
fakt, który mi w lekturze „Dżentelmena z Moskwy” w pewnym
momencie zgrzytał i to bardzo.
Polecam
osobom szukającym lekkiej i ciepłej lektury, ale nie dajcie się
nabrać, że ta powieść jest aż tak filozoficznie głęboka, jak
opisuje to notka wydawcy z tyłu okładki.
Moja
ocena: 7/10.
Super Cię widzieć ponownie <3. Mam trochę ochotę na tego "Dżentelmena z Moskwy", bo to powieść w moim stylu - hotel, luksus, ładny styl, arystokracja (okej, to po prostu brzmi jak klimat prosto z Prousta, tylko że bez głębi Prousta, ale i tak nie mogę nie być zainteresowany :P), ale zarazem ta amerykańskość i zgrzyt, o którym piszesz, trochę mnie odrzucają. Nie wiem, co zrobię, raczej to nie jest mój must-read, ale jeśli nabiorę ochoty na coś takiego, to będę o niej pamiętał :D.
OdpowiedzUsuńTo jest jednak z tych książek, które nie robią w sumie różnicy - czy ją przeczytasz, czy też nie, Twoje życie nie stanie się przez nią bogatsze ani nie ucierpi. ;) Po prostu miłe czytadło. ;)
UsuńCzytadła, które nie wywracają świata do góry nogami, też są czasem potrzebne ;) Dżentelmena mam na liście do przeczytania już od dawna, ale ciągle wypychają go z czołówki inne tytuły. Pewnie kiedyś się doczeka :)
OdpowiedzUsuń