Przejdź do głównej zawartości

Izabela Kawczyńska „Balsamiarka”.

Hej! 
Dzisiaj z okazji pierwszych urodzin bloga (serio! to już rok) powracam z książką niejednoznaczną, mroczną, trudną. Wiem, że nie każdemu się spodoba, ale mimo to uważam, że warto ją przynajmniej spróbować przeczytać. Sytuacja jest o tyle zabawna, że sama do tej pory bym o niej nie wiedziała, gdybym nie natknęła się na jej recenzję na blogu HanaZaczytana (link do jej recenzji TUTAJ) - dziękuję, gdyby nie Twoja opinia, ominęłaby mnie ta niesamowita powieść. Dlaczego niesamowita? Zapraszam do lektury recenzji.


Źródło: videograf.pl
Tytuł: Balsamiarka.
Autor: Izabela Kawczyńska.
Seria/cykl: -.
Data premiery: 8 kwietnia 2015.
Wydawnictwo: Videograf SA.
Liczba stron: 402.


 Izabela Kawczyńska jest polską poetką i pisarką, z wykształcenia psychologiem klinicznym. Publikowała w „Akcencie”, „Arteriach”, „Blizie”, „Cegle”, „Frazie”, „Helikopterze”, „Tekstualiach” i „Toposie”. Jest również laureatką konkursów poetyckich im. K.K. Baczyńskiego, R. Wojaczka, H. Poświatowskiej, Z. Herberta. Za tomik „Luna i pies. Solarna soldateska” otrzymała II nagrodę V Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego „Złoty Środek Poezji” 2009 na najlepszy poetycki debiut książkowy roku 2008. Zdobyła również I nagrodę w IV Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Kazimierza Ratonia w 2008, którą to nagrodą było wydanie tomiku „Largo” w 2009. „Balsamiarka” to debiut prozatorski Kawczyńskiej.

Co ja mam napisać o tej książce? Mam po niej taki mętlik w głowie...

„Niewiele wspólnego mam z ludźmi. Odkąd pamiętam, jestem jak lalka. Potrafię chodzić, sikać, mówić. Jeśli nacisnąć właściwy guzik, wołam: „mama!”, „tata!”, śmieję się, albo płaczę. Dobra ze mnie lalka. Udaję coś żywego, porządnie udaję. Robię to tak, że diablo boli.”

Fabuła „Balsamiarki” opiera się na naznaczonej szaleństwem, momentami bardzo odpychającej historii młodej kobiety, która próbuje odnaleźć swoje miejsce w życiu i w swojej rodzinie. Główna bohaterka (nie poznajemy niestety jej imienia) od dziecka była nieakceptowana, niekochana i nieszanowana przez rodziców. Od zawsze tłamszona przez apodyktyczną, a wręcz patologiczną matkę, próbuje na własną rękę znaleźć swoją życiową drogę, metodą prób i błędów (jak w zasadzie każdy z nas). Babka-mistyczka chciała z niej zrobić dożywotnią świętą dziewicę, ale jakoś nie do końca pociągało to główną bohaterkę, więc wciąż kombinując, próbując i szukając, wplątuje się w zaskakujące wydarzenia, poznając co chwilę kolejnych coraz mniej normalnych i wręcz szokujących ludzi. Już pierwsze zdanie tej powieści: „W wieku dwudziestu siedmiu lat, mając za sobą kilka pogrzebów i innych kataklizmów o różnej skali, porzuciłam myśl o pracy w burdelu i na dobre zostałam dziewczyną od zmarłych.” daje nam doskonały obraz jazdy bez trzymanki, którą jest każde kolejne zdanie tej powieści. Z każdą kolejną stroną ten słowny rollercoaster nabiera prędkości, cały czas zaskakując czytelnika. Więc, o co w zasadzie w tym wszystkim chodzi?

O poszukiwanie własnej tożsamości i miejsca w świecie. Z całej tej patologicznej historii wyłania się przygnębiająca obraz opuszczonej kobiety, której świat od dzieciństwa opierał się na niepewności i braku miłości. Zasady, które jej wpojono nie nadają się na bycie życiowym drogowskazem i nie poprawiają jej sytuacji. Każdy dzień to kolejna katastrofa, której daleko do normalności, a jej codzienność, zwyczajność ma kompletnie inny wymiar, rzeczywistość jest wypełniona wybuchową mieszanką toksycznych emocji. Jedyną stałym, powtarzającym elementem jest śmierć, a jej wszechobecność, u większości ludzi budząca lęk, dla głównej bohaterki nie jest niczym niezwykłym. Dlatego poniekąd czytelnika nie dziwi fakt, że bohaterka ukojenie znalazła w pracy w zakładzie pogrzebowym i prosektorium.

„Przyszło mi na myśl, żeby zrobić życiowy remanent. Nie wyglądało to zbyt pięknie: miałam dwadzieścia siedem lat, trzy przyjaciółki, z czego dwie martwe, chorego ojca, stukniętą matkę, męża – przez kilka godzin – i byłam trochę w ciąży.”

Każdy kolejny rozdział „Balsamiarki” jest coraz dziwniejszy – w skrócie można powiedzieć, że to taki kuriozalny zbiór opowieści bez żadnego tabu. Autorka serwuje nam wątki religijne przemieszane z dzikim seksem. Opowiada o urokach macierzyństwa i problemach z aborcją. Przedstawia pacjentów szpitala psychiatrycznego i różnych ciekawych delikwentów z kostnicy. Kawczyńska czytelnika nie oszczędza, stale dobijając mnogością mrocznych detali i rosnącym nagromadzeniem perwersji oraz patologii. Momentami chronologia opowieści jest zaburzona, momentami można odnieść wrażenie, że to powieść autobiograficzna autorki, która w międzyczasie postradała rozum i bałam się, że mnie też to czeka po tej lekturze, ale... Nie da się od niej oderwać. Ta dziwna historia jest przepełniona emocjami wszelkiej maści, które się z jej stron wylewają. To naprawdę zaskakujący, ale niesamowicie pełny i wbrew pozorom doskonale przemyślany portret dziewczyny, która przecież nie wymagała od życia znowu tak wiele. Chciała być po prostu, na swój skromny sposób, szczęśliwa.

„Balsamiarka” to jedna z tych książek, które czytelnika zostawiają z mętlikiem w głowie, co sprawia, że ciężko się o niej opowiada, ale kiedy już się zacznie, to równie ciężko przestać. Kawczyńska pisze w niesamowity, niecodzienny i specyficzny sposób, który na pewno nie każdemu się spodoba. Używa bardzo plastycznego języka, poetyckiego, ale przemieszanego z wulgaryzmami i kolokwializmami, co tym bardziej dodaje fabule obrazoburczego posmaku. Czytając tę powieść widzę pewne podobieństwa w mrocznej atmosferze, religijności mieszającej się z perwersją i sposobie używania przez autorkę języka, do czytanej przeze mnie na początku tego roku debiutanckiej powieści Nicka Cave'a „Gdy oślica ujrzała anioła” – co uważam za duży atut. „Balsamiarka” momentami może być zbyt przytłaczająca swoją brutalnością i może powodować chęć poddania się i odłożenia jej na półkę, ale ciężko jest zrezygnować z dalszej lektury powieści, która tak doskonale wywołuje równocześnie obrzydzenie i fascynację.

Niewątpliwie nie jest to książka łatwa i dla każdego, tak samo jak niewątpliwy jest fakt, że to jedna z najdziwniejszych i wstrząsających powieści, jakie kiedykolwiek czytałam. Wiem, że nie nie będę w stanie o niej zapomnieć i nawet nie chcę. Po lekturze mam mętlik w głowie i nie jestem pewna swojego nastawienia do świata głównej bohaterki (bo ją samą polubiłam i bardzo jej współczułam), ani tego czy dobrze ją zrozumiałam. Jestem natomiast pewna, że te przemyślenia, to jedynie wierzchołek góry lodowej możliwych interpretacji tego tekstu. Z pewnością Izabeli Kawczyńskiej nie można odmówić talentu. Niesamowity i wstrząsający debiut prozatorski – taki z kopyta. Mam nadzieję kiedyś jeszcze jakąś powieść tej autorki przeczytać.

Moja ocena: 8/10. 

Komentarze

  1. Książka rzeczywiście jest niesamowita, choć w dużym stopniu wyczerpująca emocjonalnie. Byłam pod dużym wrażeniem tej powieści, a jednak nieco mnie zmęczyła pod koniec.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja się cieszę, że przeczytałaś tę powieść, w przeciwnym razie by mnie ominęła! Teraz koniecznie muszę po nią kiedyś sięgnąć, bo rzeczywiście wydaje się świetną. Już po cytowanych przez Ciebie fragmentach widać, że styl autorki jest rewelacyjny, a do tego jest tam jeszcze poszukiwanie własnej tożsamości... Tak więc w przyszłości na pewno sięgnę. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam takie przeczucid czytając ją, że Tobie by też podeszła. :) Poszukaj jej i przeczytaj, jestem ciekawa Twoich wrażeń. :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Marina Abramović „Pokonać mur. Wspomnienia”.

Witajcie. 🙂 Dziś przychodzę do Was z recenzją autobiografii bardzo fascynującej osobowości. Kobiety, która z samego procesu powstawania sztuki stworzyła sztukę. Przy okazji bardzo inspirującej osoby. Ale nie przedłużajmy! Zapraszam do lektury. Tytuł: Pokonać mur. Wspomnienia. Tytuł oryginału: Walk Through Walls: A Memoir. Autor: Marina Abramović. Tłumaczenie: Magdalena Hermanowska, Anna Bernaczyk. Seria/cykl: Biografie i powieści biograficzne. Data wydania: 24 kwietnia 2018. Wydawnictwo: Rebis. Liczba stron: 432. Marina Abramović to serbska artystka performance, pisarka oraz reżyserka i producentka filmowa. Jej prace eksplorują body art, sztukę wytrzymałości i sztukę feministyczną, relacje pomiędzy performerem a publicznością, granice wytrzymałości ciała oraz możliwości umysłu ludzkiego. Jest aktywna artystycznie od ponad 40 lat i sama określa się mianem „babci performance'u”. Jest pionierką nowego pojęcia tożsamości poprzez angażowanie obserwatorów jej perfomance

Haruki Murakami „Norwegian Wood”.

Witajcie po (znowu dość długiej) przerwie. Wczesna wiosna to dla mnie zawsze idealna pora na czytanie prozy Murakamiego. Jest to ten moment w roku, kiedy najbardziej do mnie przemawia jego styl. Kojarzy mi się zawsze ze słonecznym albo szarawym wczesnowiosennym dniem, ale z takim jeszcze mroźnym powiewem wiatru. A także z krystalicznie czystym dźwiękiem fortepianu. Może to wynikać z okoliczności, w jakich po raz pierwszy zapoznawałam się z twórczością tego pisarza. Czy Wy też macie jakieś konkretne okoliczności okołopogodowe i okołopororoczne podczas których najbardziej Wam pasują powroty do dzieł Waszych ulubionych autorów? Dajcie znać w komentarzach w razie czego. 🙂 A ja zapraszam do recenzji i równocześnie przepraszam za pewną chaotyczność - jest to spowodowane tym, że o prozie Murakamiego bardzo trudno mi się pisze, bo bardzo mocno ją odczuwam. Tytuł: Norwegian Wood. Tytuł oryginału:  ノルウェーの森 (Noruwei-no mori). Autor: Haruki Murakami. Tłumaczenie: Anna Zielińska-Elliott,